Liczyłam na kolejną książkę młodzieżową, z gatunku tych, w których główna bohaterka jawi się jako kompletny bad-ass, który skopuje tył...

Santa Olivia

2/19/2016 Insane sanity 0 Komentarze/y



Liczyłam na kolejną książkę młodzieżową, z gatunku tych, w których główna bohaterka jawi się jako kompletny bad-ass, który skopuje tyłki "tym złym". Coś w stylu mocnej przygodówki z silną akcją odwetową. Przynajmniej tak to sobie wyobrażałam po przeczytaniu opisu z okładki.


Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to suche dialogi. Tak suche, że pustynia Gobi to przy nich oaza (a nawet tak suche jak moje żarty). Autorka kompletnie nie zdołała płynnie poprowadzić linii dialogowej, tak by wyszło naturalnie i spontanicznie.

Po drugie to jednak zdecydowanie NIE JEST książka dla młodzieży. Chyba, że przegapiłam moment, od którego sceny seksu weszły na dobre w kanon literatury dla nastolatków. Dodam, że w powieści pojawia się wątek LGBT (tak dla wiadomości zwolenników lub przeciwników tej tematyki).

Po trzecie sztywni bohaterowie, co łączy się z punktem pierwszym. Miałcy i bezkształtni. Wodzeni pierwotnymi instynktami, oziębli i bez cienia intelektu. Wydawać by się mogło, że przynajmniej pozytywni bohaterowie powinni wzbudzać odrobinę sympatii. Ale po prostu nie udało mi się utożsamić z genetycznie zmutowaną analfabetką (coś jak wyjątkowo wulgarna Pippi Långstrump bez poczucia humoru). Na niekorzyść działa również to, że narracja skupia się niemal wyłącznie na jej postaci. (Myślę, że np. zajrzenie do bazy wojskowej w ślad za którymś żołnierzem albo opowiedzenie części historii z perspektywy ojca Loup wniosłoby trochę świeżego powietrza do powieści).

Po czwarte za ciężki język.  Do znudzenia napakowanie przymiotników w każde zdanie np."Carmen spojrzała na swojego wysokiego, blondwłosowego, niebieskookiego syna." Nie wspominając o potocznym języku narracji i slangu w dialogach. (Zdaje sobie sprawę, że ciężkie czasy mogą wymagać równie ciężkiego języka, ale wciskanie dzieciom słów na k w co drugim zdaniu jest zabiegiem nadwyrost).

Po piąte - tematyka. Masz do dyspozycji genetycznie ulepszoną wersje człowieka, który jest szybszy, silniejszy, zwinniejszy o bardziej wyczulonych zmysłach niż przeciętny człowiek mógłby być, a także zniewolone miasteczko marzące o cieniu nadziei. Całkiem spore pole manewru, prawda? Ale nie spodziewałam się, że cała książka będzie dotyczyć... boksu! Nie mam pojęcia dla kogo adresowana jest ta książka, bo zarówno chłopcy jak i dziewczęta mogą podczas niej uschnąć z nudów.

Po piąte - kompozycja. Za dużo opisów, za wolny bieg wydarzeń. Jedną rzeczą trzymającą poziom było zakończenie.

Po szóste - "Uh-huh" i "dziecino". Koszmar pojawiający się niezliczoną liczbę razy w powieści.

Wyszła mi litania pisarskich niedociągnięć i błędów. A wytykanie ich sprawiło mi tyle samo przyjemności, co czytanie tej książki. :(

Zanim zaczynam czytać staram się nastawić do książki neutralnie (jeśli już to zazwyczaj z pozytywnym nastawieniem - bo hej, skoro ta książka ukazała się drukiem, nie może być taka zła, nie? -  i które zbyt często jest bezlitośnie miażdżone). Ale w tym wypadku już pierwszych kilka rozdziałów tak mnie odstręczyły od lektury, że poczucie obowiązku doczytania walczyło z potrzebą porzucenia jej na pastwę czasu. Gdybym była redaktorem, do którego trafiłby tak słaby manuskrypt, pewnie nawet nie raczyłabym skontaktować się z jego autorem, by wykrzyczeć: NIE!
Winę za ten niewypał ponosi zarówno autorka, która spaliła potencjał historii,  jak i redakcja, która pozwoliła, żeby na takim poziomie nieogarnięcia książka ujrzała światło dzienne.

Santa Olivia
Jacqueline Carey
org. Santa Olivia
Jaguar: Piąty peron, 2012, 392 stron

Moja ocena

0 komentarzy: