Twórczość Jeffery'ego Deavera, nie ukrywam, darzę pewnym sentymentem. To dzięki jego serii o duecie Rhyme&Sachs, w której zaczyty...

Październikowa lista

4/16/2017 Insane sanity 0 Komentarze/y


Twórczość Jeffery'ego Deavera, nie ukrywam, darzę pewnym sentymentem. To dzięki jego serii o duecie Rhyme&Sachs, w której zaczytywałam się jako nastolatka, zafascynowałam się kryminologią (co natchnęło mnie nawet do napisania własnej powieści sensacyjno-kryminalnej - ale lepiej do tego nie wracajmy). Wraz z lekturą "Październikowej listy" powracam niejako do moich czytelniczych korzeni z gatunku thriller/kryminał.


Powieść skonstruowana jest nietypowo - wykorzystując inwersję czasową, czyli innymi słowy każdy kolejny rozdział opisuje wcześniejsze zdarzenia. Swoją drogą watro wspomnieć, że inwersja czasowa jest jedną z technik przesłuchiwania. Osoba, która zeznaje zgodnie z prawdą nie ma problemu z przywołaniem wydarzeń w odwrotnej kolejności, natomiast kłamca ma kłopoty ze spójnością i zachowaniem związku przyczynowo-skutkowego.

Utrzymanie napięcia w tak skonstruowanej fabule nastręcza pewnych trudności, skoro czytelnik zna zakończenie wątku, to czym można go zaskoczyć? Otóż Deaver udowadnia, że to możliwe, skutecznie wyprowadzając czytelnika na błędne tory myślenia, by w kolejny rozdziale ujawnić kompletnie inną perspektywę patrzenia na te zdarzania.

Stan wyjściowy wygląda tak: córka Gabby została porwana. Kobieta razem z Danielem, przypadkowym facetem poznanym kilka dni wcześniej próbuje spełnić dziwne żądania porywacza. Oczywiście jak w każdym takim przypadku, porywacz kategorycznie zakazuje jej kontaktów z policją, która jak na złość, co chwila się na Gabby napatacza.

Jak przedstawiają się bohaterowie powieści? Trochę słabo. Od początku nabrałam podejrzeń do Daniela. Na mój gust zbyt szybko się spoufalił się z Gabby. (Na marginesie Daniel przypomina pewnego aktora, i nawet śmieje się jak ten aktor, co autor wielokrotnie podkreśla niemal w każdym rozdziale doprowadzając mnie do szaleństwa, bo ile razy można o tym samym pisać!). Z kolei Gabby, ojej, właśnie jej córka została porwana, a sama przeszła przez wstrząsające przeżycia, a mimo to ma nastrój na amory. Nie wiem, w jakiej rzeczywistości kobieta byłaby tak "elastyczna". :)

Udało mi się także napotkać niezręczne konstrukcje stylistyczne (o dziwo, nie wynikające z problemów "czasowych", tylko ze zwykłego braku czujności):

Choć na widok zaparkowanego na ulicy nieoznakowanego wozu policyjnego przystanęli obok miłorzębu otoczonego niskim ogrodzeniem z żelaza, aby osłonić pień przed psami.

Redaktorzy wszelkiej maści i korektorzy, którzy nie wyłapali tego, uczulam Was, zgodność podmiotu rzecz święta! Schowali się za drzewem, żeby osłonić jego pień przed psami? ŻE CO?

(Męczy mnie kwestia tego, że skoro nieoznakowane samochody policyjne (na które bohaterowie co chwila się natykali i migiem umykali) są aż tak widoczne, to jaki jest sens tego braku oznakowania?)

Przykro mi to mówić, ale wraz z końcem powieści tempo akcji spada. Mimo że nadal jest sporo zagadek do rozwikłania, nie dzieje się nic istotnego. Dopiero ostatnie kilka rozdziałów zawiera w sobie masę zwrotów akcji, które diametralnie zmieniają perspektywę. Tradycyjnie w ostatnim rozdziale autor przedstawia wyjaśnienie krok po kroku całego zamysłu intrygi, dzięki czemu żaden wątek nie pozostaje bez rozwiązania. Nie pasuje mi tylko "metoda Stanisławskiego" - brzmi jak desperackie uzasadnienie mydlenia czytelnikowi oczu.

Ciekawym pomysłem było przeniesienie tytułów rozdziałów do spis treści na końcu książki i zamiast nich umieszczenia na początku rozdziałów zdjęć ilustrujących treść lub stanowiących podpowiedź. (Zdjęcia niestety są naprawdę słabej jakości i rozpikselowane, sprawiają raczej marne wrażenie).
Jednak chyba największą podpowiedzią, którą warto śledzić uważnie jest mowa ciała bohaterów, dzięki czemu można odgadnąć wcześniejsze wydarzenia (np. jeśli bohaterowie słysząc o czymś nagle wymieniają się spojrzeniami, to znaczy, że o danej kwestii już wcześniej słyszeli), a także poznać częściowo motywy postępowania (np. ma się wrażenie, że im Gabby miała więcej problemów na głowie, tym bardziej Daniel się do niej dobierał).

Przedstawianie wydarzeń od końca jest nie lada sztuką, więc myślę, że autor zasługuje na uznanie, że w ogóle podjął się tego karkołomnego zadania i do tego zrobił to z całkiem niezłym efektem. Nie jestem w stanie ocenić książki z gatunku sensacyjnego wyżej niż na kilka gwiazdek (mimo że uwielbiam twórczość tego autora), gdyż co by nie mówić, jest to literatura rozrywkowa. Ogólnie jest całkiem niezła, a zwroty akcji dostarczają masy wrażeń, ale wydaje mi się, że nie jest to najlepsza książka pióra tego autora. Jest trochę niedociągnięć, które nieco psują przyjemność płynącą z lektury.

Październikowa lista
Jeffery Deaver
org. The October List
Prószynki i S-ka, 2014, 338 stron

Moja ocena:

0 komentarzy: