Śmierć. A co dopiero śmierć młodego człowieka. To w naszym społeczeństwie wciąż tabu. W mediach jesteśmy torpedowani informacjami o kol...

Chłopak, który stracił głowę

9/03/2016 Insane sanity 0 Komentarze/y


Śmierć. A co dopiero śmierć młodego człowieka. To w naszym społeczeństwie wciąż tabu. W mediach jesteśmy torpedowani informacjami o kolejnych tragicznych (i często bezsensowych) zgonach, więc powinniśmy być do niej przyzwyczajeni. A jednak gdy dotyka kogoś nam bliskiego zaczyna się dramat. Dramat jednostki i rodziny. Czy to dobry materiał na komedie obyczajową?

Mówi się, że kiedy ktoś umiera wraz z nim umiera jakaś cząstka nas wszystkich. I pewnie dlatego to musi boleć. Przez całe życie tracimy różne części siebie, aż w końcu nie mamy już nic do stracenia.

Travisowi przydarzyło się to co, może zdarzyć się każdemu. Rak. A mianowicie ostra białaczka limfoblastyczna, która zaatakowała znienacka i w ciągu roku zrobiła z niego wrak człowieka. Jednak przydarzyło się mu także to, co nie zdarza się (jeszcze) nikomu - transplantacja całego ciała. Tak ciała, co poprzedziło odcięcie mu głowy i jej kilkuletnia hibernacja.  Science-fiction? Nie. To powieść obyczajowa, skupiająca się na trudzie przystosowanie się do nowej rzeczywistości i cóż, nowego ciała.

W zasadzie nikt nie wierzył w sukces tej operacji, wszyscy bliscy żegnali się z Travisem jak gdyby byłoby to ich ostatnie pożegnanie. Ale jednak technologia okazała się efektywna, a skurczybyk wyjątkowo żywotny. Dla Travisa ostatnie 5 lat minęło jak jeden dzień, lecz bliscy musieli się pogodzić z jego stratą i nauczyć się dalej żyć. Dlatego gdy nieoczekiwanie operacja przywraca chłopaka do życia, budzi się on w kompletnie innym świecie i rzeczywistości - jego przyjaciele już dorośli, dziewczyna zaręczyła się z innym facetem, najlepszy przyjaciel próbuje zaklinać rzeczywistość ukrywając tajemnice o sobie, zaś rodzice spędzają ze sobą coraz mniej czasu...

Mimo, że na początku narrator - czyli Travis - ostrzega, że nie będzie opowiadać o życiu "przed", to i tak co rusz przeszłość wraca jak bumerang. Myślę, że to okropne, że tak absurdalna historia z mnóstwem komicznych momentów jest tak dołująco smutna. Wszystkie uczucia gromadzone w bohaterach podczas tego roku współ-chorowania, a potem pięciu lat żałoby nagle wracają falą tsunami i zalewają także czytelnika. Bo serio nie jest łatwo oprzeć się obrazowi takiemu jak ten:

[...] potem mama uścisnęła mnie, trochę za długo przytrzymując w objęciach. W końcu pozwoliła nam odjechać. Stała jeszcze na podjeździe, patrząc, jak wycofujemy, i przyszło mi do głowy, że po powrocie pewnie zostaniemy ją dokładnie w tym samym miejscu, z tą samą zatroskaną miną, i że na mój widok odetchnie z ulgą. Tak mniej więcej chyba musiała się czuć, kiedy mnie nie było - jakby przez pięć lat wstrzymywała oddech. 

Chociaż użyto narracji pierwszoosobowej, to swobodny, potoczny język sprawia, że książkę czyta się lekko i z przyjemnością (poza tymi fragmentami, gdy od łez zaparowały mi rogówki). Nie wiem, czy użyty język młodzieżowy jest adekwatny, bo szczerze mówiąc, tym razem nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Dałam się ponieść opowieści. Do tego całkiem sprytny (i dopasowany do tematyki) zabieg, nazywania kolejnych rozdziałów ostatnimi wyrazami poprzedniego, sprawił, że ciężko było się oderwać.

Skończyło się na powtórce z rozrywki z "Gwiazd naszych wina", z ta różnicą, że wtedy byłam odpowiednio przygotowana, uzbrojona w emocjonalny pancerz i ewentualne pudło chusteczek. A tu zostałam wręcz napadnięta w biały dzień i przedziurawiona jak sito. Powieść wymaga, żeby ktoś napisał dużymi literami: "To nie jest kolejna lekka komedia obyczajowa!". Ale co tam, warto chwilę pocierpieć dla tej niesamowicie pokręconej historii.

Chłopak, który stracił głowę
John Corey Whaley
org. Noggin
Otwarte, 2016, 348 stron

Moja ocena:

0 komentarzy: